Friday 2 December 2016

Sprawy rodzinne.

No więc znów nie spędzę świąt z rodziną. Linie lotnicze szaleją i windują ceny do niebotycznych poziomów (wiedzą, cholery, że Polacy - i Europejczycy w ogóle - mieszkający na Wyspach są gotowi zapłacić kosmiczne pieniądze, żeby polecieć do domu na święta), więc to już właściwie norma; od lat nie byłam w Polsce w tym okresie, minęło też sporo czasu, odkąd całej mojej rodzinie udało się zebrać razem tutaj, w Wielkiej Brytanii.

Więc w tym roku postanowiliśmy urządzić sobie święta trochę wcześniej. A dokładniej - w najbliższy weekend.

Choć lubię ciszę i spokój i samotność równie bardzo jak każdy przeciętny człowiek (no dobrze, może trochę bardziej), naprawdę cieszę się na spotkanie z całą moją najbliższą familią. Moja siostra już jest na miejscu, a wraz z nią jej mąż i dzieciaki; mój brat, który nadal mieszka w Polsce, ale wyprowadził się z Gdańska, przyjeżdża w sobotę w towarzystwie dwóch najważniejszych kobiet w swoim życiu: swojej żony i córki. Mama już pewnie szaleje w kuchni, a tata kupił choinkę, choć zwykle uparcie odmawia ubierania drzewka wcześniej niż na kilka dni przed wigilią.

Tak, będzie trochę ciasno, delikatnie mówiąc - 11 osób na 64 metrach kwadratowych to nie w kij dmuchał. Ale jakoś mi to nie przeszkadza. Mam wrażenie, że muszę się nachapać, wchłonąć trochę tego rodzinnego ciepełka i schować je gdzieś na zapas, żeby było pod ręką, kiedy będzie mi smutno i źle.

Kiedy byłam młodsza, nie doceniałam mojej rodziny. Zabawne, jak często ludzie dostrzegają, jakiego mieli farta w tej kwestii dopiero, kiedy dorosną. Tak było ze mną. Byłam zbuntowana, choć nie miałam przeciw czemu się buntować; nie przejmowałam się, że mogę przy okazji kogoś skrzywdzić. Musiało minąć trochę czasu - a ja musiałam porównać naszą rodzinę do innych, bardziej dysfunkcyjnych, mniej otwartych, takich, w których panował wojskowy dryl albo takich, które dusiły nadmiarem miłości - żeby zorientować się, że naprawdę miałam dobrze. Nie wiedziałam, co to szlaban i nie musiałam wracać do domu o określonej porze, nie musiałam udawać grzecznej dziewczynki ani martwić się, że będę w tarapatach, jeśli moje oceny nie będą idealne. Nie musiałam się przejmować spełnianiem ambicji moich rodziców, ani tym, czy mnie akceptują taką jak jestem, ani przebierać się i zmywać makijaż przed powrotem do domu z obawy, że dostanę ochrzan.

Ale nadal było mi mało. Chciałam więcej. I tylko nie bardzo wiedziałam, czego konkretnie.

Teraz już w ogóle nie wiem.

Żadna rodzina nie jest doskonała. Niektóre są tak toksyczne, na ten lub inny sposób, i tak niszczą człowieka od środka, że odcięcie się od nich jest najrozsądniejszą opcją. Ale większość jest gdzieś tam na osi normalności, z małymi skazami i rysami. W niektórych rodzinach więzi z czasem słabną, i jest to całkiem naturalny proces, bo przecież wszyscy mamy swoje życia i swoje marzenia. A inne, tak jak moja, z czasem stają się sobie bliższe.

W tym roku będziemy celebrować rodzinne więzi i obchodzić święta wcześniej. Bo dla mnie, święta to nie data w kalendarzu, to uczucie bliskości.

A skoro zrobiło się tak cieplusio i milusio, to łapcie świąteczną reklamę Allegro. I spróbujcie się nie popłakać.

1 comment:

  1. Ten rok jest pierwszym, odkąd opuściłam nasz piękny kraj, w którym ani razu nie udało mi się odwiedzić Rodziny. Źle mi z tym...
    Udanych Świąt! :)

    ReplyDelete