Monday 21 May 2012

Niewyrastanie.

Jestem już dużą dziewczynką, a duże dziewczynki nie jarają się grami komputerowymi. Nie spędzają długich godzin przed monitorem, rozczłonkowując potwory na rozmaite wymyślne sposoby. Nie piszczą z radości, kiedy uda im się znaleźć jakiś wypasiony przedmiot. Nie klną w żywy pień, kiedy ich postać wyzionie ducha.

Nie wypada, prawda?

A guzik!

Nie po to dwanaście lat czekałam na Diablo III, żeby teraz zbyć jego pojawienie się wzruszeniem ramion i stwierdzić, że to przecież dla dzieci. I tyle. Cytując klasyka, "bede gral(a) w gre", o.

Wednesday 9 May 2012

Sowy, skowronki i wszystko pomiędzy

Lubię poranki. Nie mam nic przeciwko wstawaniu o świcie. Lubię usiąść na kanapie z książką, zanim Ł. się obudzi, zaczytać się, zapomnieć. Lubię rano zagnieść drożdżowe ciasto albo upiec chleb. Wyjść na spacer. Przejechać się gdzieś na rowerze. Albo nic nie robić.

Kiedy mówię komuś o tym, że z własnej woli wstaję o nieludzko wczesnej godzinie, nawet wtedy, kiedy nie muszę, robi wielkie oczy. Bo jak to tak: sobota, nie trzeba zrywać się wcześnie do pracy, można poleżeć pod kołdrą - a ja wyskakuję z łóżka, ledwo otworzę oczy (czyli zwykle okolo 5:00), choć nikt mnie do tego nie zmusza?

Ano, wyskakuję. Tak już mam. Od zawsze chyba. Dziecięciem będąc, wykradałam się z pokoju o poranku, wędrowałam do kuchni, w której stało moje male, odrapane biurko, siadałam przy nim i rysowałam albo namiętnie spisywałam wymyślone historie.

I tak już mi zostało.

Byłabym więc typowym skowronkiem, gdyby nie to, że wieczory też lubię. I jeśli wiem, że mogę sobie na to pozwolić, lubię posiedzieć z książką do późnych godzin nocnych. Albo, zdarza się, do świtu. Wtedy w ogóle nie kładę się spać. Nie opłaca się.

Znajomi pytają mnie czasem, skąd biorę czas na wszystkie te rzeczy, które robię. Kiedy się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że zwyczajnie oszczędzam na śnie.

Ani sowa więc, ani skowronek.

Skowa? Sowronek?

Wygląda na to, że umykanie wszelkim klasyfikacjom jest moją cechą wrodzoną.