Tuesday, 13 September 2016

Gdzie jest jesień?

No gdzie, ja się pytam?

Środek września, więc człowiek spodziewa się ochłodzenia, chmur, może nawet jakiegoś deszczu. Liście już przecież zaczęły opadać, a w sklepach pojawiły się halloweenowe cudeńka (co zresztą cieszy mnie niezmiernie).

Tymczasem 30 stopni, fala upałów, koniec świata i apokalipsa. Omijam metro szerokim łukiem, bo to tak, jak wejść do piekarnika; stawiam na rower i na moje dwie mocne nogi, i rozpuszczam się mimo wszystko.

Tęsknię za jesienią. To moja absolutnie ulubiona pora roku, chyba od zawsze, a przynajmniej od czasu, kiedy byłam nastolatką. Wiele rzeczy się zmieniło, ale moja miłość do jesieni trwa nadal i watpię, by kiedykolwiek miała się wypalić.

Za co ją lubię, spytacie?

Za kolory: rudy brąz, ognisty pomarańcz, głęboką czerwień. Widać je nawet tutaj, w mieście. Nie ma nic przyjemniejszego od spaceru po dywanie z opadłych liści. Tak jak wiosna cieszy moje oko budzącą się, młodą zielenią, tak jesień ogrzewa serce ciepłymi barwami.




Za długie wieczory z herbatą i książką. Bo jesienią, zwłaszcza, kiedy za oknem zrobi się naprawdę zimno, deszczowo i paskudnie, nikt nie ma mi za złe, że wolę zostać w domu.

Za Halloween. Tak, wiem, że - zwłaszcza w Polsce - to kontrowersyjne święto, ale ja osobiście za nim przepadam. Przepadałam już za młodu, choć wtedy nie było jeszcze tak popularne. Poza niezliczonymi halloweenowymi imprezami cieszą mnie różne śliczności, które można o tej porze roku nabyć w sklepach. To mój ulubiony moment na kupowanie różnych gadżetów do domu, od ściereczek i szklaneczek po dekoracje.




Za koncerty. Jakoś tak się składa, że jesienią jest ich najwięcej. I tak jak lato jest dla mnie sezonem festiwali, tak jesień = muzyka na żywo, ale bez konieczności wyjeżdżania gdziekolwiek.

Za to, że w końcu jest na tyle chłodno, by ubrać się na cebulkę. Albo włożyć ciężki, gruby sweter. Albo aksamitną sukienkę. I że wreszcie nie jest za ciepło w glanach. I za to, że w sklepach w końcu pojawiają się rzeczy, które mam ochotę kupić i nosić. A propos, podobno w tym roku znów wracają gotyckie inspiracje... Mam w związku z tym mieszane uczucia. Ale to temat na kolejną notkę.




I jeszcze za to, że w końcu chce się włączyć piekarnik, i że zupy smakują jakoś lepiej.

Więc kiedy inni ubolewają nad końcem lata, ja mówię głośno i wyrażnie: jesieni, przybywaj, jestem gotowa!

3 comments:

  1. Ja nad końcem lata nie ubolewam, ale cieszę się przyjemnym ciepełkiem :) Na jesień jeszcze przyjdzie czas :)
    Choć na jutro przewidziane jest 27 stopni, a my mamy temperować czekoladę. Oj, będzie zabawnie...

    ReplyDelete
  2. Wyjelas mi to wszystko z ust! Tęsknię za jesienią i nie mogę się już jej doczekać. :*

    ReplyDelete
  3. Wróciłam do Twojego postu, bo jesień właśnie zaczęła się pokazywać. Na razie tak jakby nieśmiało, ale jednak - słonko grzeje coraz słabiej, wieczory są zimne i ciepłe skarpety znów zyskały w moich oczach. I już się nie mogę doczekać, aż rozpalimy w kominku! :)

    ReplyDelete