Wieść gminna niesie, że dziś obchodzimy Dzień Masturbacji.
Nie wiem jak Wy, ale ja nadal nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że kobieca masturbacja nadal jest tematem tabu. Spójrzmy chociażby na świat filmu: w byle komedyjce dla średnio rozgarniętej młodzieży scena, w której główny bohater rozmawia z kumplami o tym, jak często, jak długo i o kim myślą w trakcie, to już chyba klasyk. Ba, panowie na ekranie radośnie trzepią kapucyna, walą gruchę, biją konia, pieszczą dzidę, jadą na ręcznym, brandzlują się i fapują do woli - i nikt jakoś w to nie wnika. Dziewczyna robiąca sobie dobrze w filmie? Tfu, bezbożnica! Wstyd, grzech i sromota.
Czy wiedzieliście, że film "Jersey Girl" niemal dorobił się kategorii wiekowej R, bo Liv Tyler mówi w nim o masturbacji? Nie, nic nie robi, po prostu przyznaje się do onanizowania się średnio dwa razy dziennie. To wystarczyło, by spece od klasyfikowania filmów podnieśli larum.
Z kolei bohaterka szturmującego kina "50 Shades of Grey" jakimś cudem przeżyła 21 lat, ani razu nie dotykając się "tam na dole". To, że jest jeszcze dziewicą, jestem w stanie jakoś zrozumieć, podobnie jak brak konta na Facebooku, ale kompletny brak zainteresowania własnym ciałem i tym, co sprawia mu przyjemność, jest dla mnie totalnie niewiarygodny.
Z drugiej strony obawiam się, że takich jak ona jeszcze trochę zostało...
Spójrzmy prawdzie w oczy: w okresie dojrzewania mało która z nas mogła porozmawiać z kimś o masturbacji. Czy to w szkole, czy w domu, temat praktycznie nie istniał. Cóż było robić, trzeba było odkrywać świat sprawiania sobie przyjemności na własną, nomen omen, rękę. Pół biedy, jeśli temat seksu nie był w domu rodzinnym kompletnym tabu, ale przecież zdarzały się (i nadal pewnie się zdarzają) takie domy, gdzie córka przyłapana na robieniu sobie dobrze dostawała po łapach. No a jak już dostała raz i drugi, jak się nasłuchała, że to grzech i że lepiej niech się zajmie szydełkowaniem, klepaniem zdrowasiek albo pieczeniem ciasteczek, to w końcu zaczęła w to wierzyć. A potem, po latach, dziwi się, że seks jej nie kręci. Jak ma kręcić, skoro nie miała szans nauczyć się, co jej się podoba i co sprawia jej przyjemność?
A przecież masturbacja ma mnóstwo zalet. Dzięki niej uczymy się reakcji naszego ciała na różne rodzaje przyjemności i pieszczot. Doprowadzając się do orgazmu, odstresowujemy się i relaksujemy. Rozładowujemy napięcie seksualne i frustrację. Niektórzy naukowcy twierdzą, że regularne onanizowanie się może chronić przed cukrzycą, depresją, nowotworami i bezsennością.
No i przede wszystkim to nielicha frajda!
A teraz wybaczcie, świętowanie wzywa ;)