Owszem, kupiłam trochę rzeczy, ale głównie dla innych (na marginesie dodam, że dziś nabyłam ostatnie świąteczne prezenty, więc tę kwestię mam z głowy i jestem szalenie z siebie dumna), z kilkoma wyjątkami dla siebie.
Wyjątki są całkowicie zgodne z zasadami, które sobie wyznaczyłam. W lumpeksie w Łodzi udało mi się dorwać uroczą szyfonową spódniczkę i długą aksamitną kieckę za zawrotną sumę 35 złotych. Na eBayu upolowałam efektowną bluzkę (wciąż czekam na dostawę). Jedyną nową rzeczą, na jaką sobie pozwoliłam, były kolczyki z The Crypt of Curiosities, które są ręcznie wykonane, więc ich zakup wsparł małego, niezależnego wytwórcę. No dobrze, kupiłam też skarpetki w Primarku, ale to akurat był zakup konieczny.
Zazwyczaj w połowie miesiąca stan mojego konta niebezpiecznie zbliżał się do zera; ba, zdarzało się, że był na minusie. W tym miesiącu, mimo świątecznych zakupów i wypadu do Polski, gdzie puściłam trochę pieniędzy, wciąż mam wystarczająco dużo, by wystarczyło mi do końca miesiąca. To całkiem przyjemne uczucie!
Jeśli pod koniec miesiąca coś zostanie mi na koncie - a wygląda na to, że zostanie - przerzucę to na konto oszczędnościowe, które będzie moim funduszem wakacyjnym. W przyszłym roku mam w planach kilka mniejszych wypadów i jeden duży, więc oszczędności na pewno się przydadzą.
A z innej beczki, jedyne lustro w mojej sypialni to drzwi szafy, a że mam za mało miejsca między nią a łóżkiem, nie jestem w stanie zrobić porządnego zdjęcia temu, co mam na sobie. Więc, póki co, będę wklejać mało porządne, takie jak to:
Sweterek: H&M; spódniczka: wspomniane szyfonowe znalezisko z łódzkiego lumpeksu; buty: River Island, upolowane na eBayu; torba: Killstar; naszyjnik: The Rogue + The Wolf.
Uprasza się o nie zwracanie uwagi na tłustego koteła w tle. Moja Bengalka Cara uparła się, że będzie gwiazdą, ale ubzdurało jej się, że w dzisiejszych czasach karierę robi się nie twarzą, a dupą.
A jutro będzie o tatuażach.
No comments:
Post a Comment