Friday 14 October 2016

Wyzwanie: 7 miesięcy bez zakupów

Zaskoczeni? Wiem, ja sama jestem zaskoczona swoją decyzją.

Żyjemy w konsumpcyjnym społeczeństwie, w którym wszystko, czego moglibyśmy zapragnąć, jest tanio i łatwo dostępne: wystarczy kilka kliknięć - i gotowe. Mówimy, że potrzebujemy nowych rzeczy, ale w wielu wypadkach to nie potrzeba, a pragnienie. Kupujemy nowe rzeczy, które szybko zmieniają się w stare rzeczy i lądują na śmietniku albo w kącie, kiedy nam się znudzą.

Czy zdarza się Wam myśleć o tym, ile z rzeczy, które kupujecie, jest Wam zupełnie zbędnych? Czy zastanawiacie się nad tym, w jakich warunkach są produkowane? Czy kupujecie rzeczy, których nie potrzebujecie i które kończą zapomniane w szufladzie? Czy wyrzucacie ubrania po kilku założeniach, bo wiecie, że możecie tanio kupić nowe?


consss
Przyznaję: jestem winna tego wszystkiego. I wcale nie napawa mnie to dumą.
Więc, zainspirowana postami Mai Magi i Psychary, podejmuję wyzwanie.
Zasady są proste: od początku listopada do początku czerwca nie kupuję niczego nowego i masowo produkowanego. Żadnych tanich szmatek z wyprzedaży, żadnych świecidełek i dekoracji do domu, żadnych nowych kosmetyków, bez których mogłabym się obejść. Chcę udowodnić sobie, że to, co mam, w zupełności mi wystarczy, a pzy okazji stać się bardziej kreatywna w kwestii ubioru. Teraz, kiedy uczę się szyć, będę starała się jak najwięcej ciuchów robić sama, a także przerabiać to, co znajdę w lumpeksach. Dopuszczam kupowanie z drugiej ręki, bo nie wymaga ono produkowania nowych rzeczy, więc szmateksy i eBay przyjdą mi na ratunek, jeśli będę czegoś potrzebować. Jeśli idzie o kosmetyki, będę kupować je tylko wtedy, gdy będzie to konieczne, a więc kiedy skończy mi się dany typ produktu. Dekoracji i gadżetów do domu, a także biżuterii, których nie dam rady zrobić sama, będę szukać u małych, niezależnych producentów. 
Naturalnie, rzeczy niezbędne, takie jak bielizna, będę kupować tak jak dotąd, ale to tyle.
Skąd takie daty? Cóż, zima się zbliża, a ja mam w szafie raptem dwa swetry, więc chcąc nie chcąc muszę coś dokupić, a że wypłata dopiero pod koniec miesiąca... No, wiadomo. Czerwiec dlatego, że wraz z przyjaciółmi planujemy zakupową zabawę na przyszłorocznym WGT.
Tak więc przede mną 7 miesięcy pełnych okazji, wyprzedaży i przecen, z których nie skorzystam. Ta myśl jest przerażająca i ekscytująca zarazem.
Kto ma ochotę dołączyć?

4 comments:

  1. Ja grzeszę najwięcej gadżetami do domu ( kuchni)!
    reszta jako tako mi się udaje w trybie "slow" :) powodzenia

    ReplyDelete
    Replies
    1. O tak, ja też namiętnie kupuję kuchenne gadżety, chociaż nie mam już na nie miejsca...
      Dzięki!

      Delete
  2. Powodzenia :)
    Ja jestem na etapie urządzania nowego domu, więc siłą rzeczy kupuję :) Moją słabością są książki i kuchenne gadżety; ubrania kupuję dwa razy do roku, jak jestem w Polsce, a kosmetyki, jak mi się coś kończy. Zdecydowanie nie jestem zakupoholiczką ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja mam problem z kosmetykami (chociaż śmieję się, że to nie problem, tylko kolekcja): powoli zaczyna brakować mi na nie miejsca. Kupuję, bo "przecież kiedyś się przyda"...
      Z ciuchami jest trochę lepiej, chociaż ostatnio pozbyłam się połowy zawartości szafy i musiałam uzupełnić garderobę. Tak się w tym uzupełnianiu rozpędziłam, że mam więcej rzeczy niż wcześniej.
      A książki kucharskie muszę chyba sprzedać, bo z racji na zmianę diety, prawie z nich nie korzystam.

      Delete