Friday 20 March 2015

Nie-normalnienie

Czasem bywa tak, że przez długi czas nic się nie dzieje, w ogóle brak akcji jest, a potem nagle - bam! - dzieje się bardzo dużo.

No więc taka mini-lawina dziwnych objawień w tym tygodniu: najpierw jeden znajomy oznajmił mi, że znudziła go szeroko pojęta scena gotycka, więc przechodzi na emeryturę. Potem inna koleżanka stwierdziła, że chyba wyrosła z alternatywnych ciuchów i planuje zacząć ubierać się "normalnie". Ciekawostka: oboje wspomniani ludzie są młodsi ode mnie o więcej niż dekadę. No, ale mniejsza.

Spoko, rozumiem, nie ma nic złego w normalnieniu. Ba, sama próbowałam swego czasu (z marnym skutkiem, dodam) znormalnieć, przynajmniej jeśli idzie o warstwę zewnętrzną. To chyba naturalne, że od czasu do czasu człowieka nachodzi ochota, żeby zburzyć się całkowicie i zbudować na nowo. Ot, reinwencja siebie. Normalka.

Ja już chyba skończyłam z próbowaniem. Nie zostanę normcorem, nie podczepię się pod żaden nowy trend, nie będę kombinować z przebieraniem się za kogoś, kim nie jestem. Podejrzewam, że na starość, jeśli takowej dożyję, będę tą ekscentryczną, pomarszczoną panią, którą można rozpoznać z daleka.




Jeśli to tylko faza, to niech sobie trwa.

Coś się we mnie gotuje, kiedy słyszę, czego nie wypada kobietom w pewnym wieku. Że szorty czy mini po trzydziestce odpadają, że po czterdziestce, bogowie uchowajcie, żadnych trampek i T-shirtów z nadrukami, a po pięćdziesiątce absolutnie żadnych jeansów. Że w pewnym wieku nie ma zmiłuj i trzeba ściąć włosy krótko, unikać czerni, bo postarza, nosić perły i buty na "kaczuszce", ewentualnie mokasyny. Że przychodzi taki moment, kiedy trzeba zrezygnować z rozrywek dla młodych, czyli koncertów i imprez, bo to wstyd, taka stara baba, co ludzie powiedzą.

Ja jeszcze może stara nie jestem, ale kiedy już będę (a nie mam złudzeń, że nastąpi to raczej prędzej, niż później), za żadne skarby nie zamierzam z niczego rezygnować.

I tyle na ten temat.




No comments:

Post a Comment