Wednesday 4 June 2014

Na skórze malowane

- Przecież ty już masz tatuaż, po co ci więcej, gumką tego nie wymażesz - napisała mi Pani Matka, dowiedziawszy się, że w styczniu przyjeżdżam w rodzinne strony celem odwiedzenia pewnego zdolnego artysty od obrazków na ciele.

Trochę racji ma: nie wymażę. Ale czy nie o to właśnie chodzi?

Tatuaże, do niedawna kojarzone z przestępczym półświatkiem i społecznie nieprzystosowanym "elementem", rzadko już wywołują takie skojarzenia. Wciąż jeszcze zdarza się ktoś, kto twierdzi, że z malunkiem na ciele nie da się znaleźć dobrej pracy (fałsz), że wytatuowane kobiety chętnie pójdą do łóżka z każdym, kto wyrazi chęć (fałsz), że każdy wytatuowany człowiek na starość będzie tego żałował (fakt, pewnie są tacy, którzy będą, ale, jak każde uogólnienie, i to nie jest do końca prawdziwe). Generalnie jednak rzecz biorąc, zdobienie skóry tuszem nie szokuje już tak jak kiedyś. Znormalniało, stało się czymś niemal zwyczajnym, choć i tak znajdą się tacy, którzy będą twierdzić, że to nic innego jak próba zwrócenia na siebie uwagi.

(Swoją drogą, nie uważam, żeby w pragnieniu przyciągania uwagi było coś złego. Koniec dygresji.)

Znalazłam niedawno zabawny artykuł, którego autorka porównuje decyzję o ozdobieniu swojego ciała tatuażem (zło!) do decyzji o posiadaniu potomstwa (wręcz przeciwnie!), powołując się na argumenty swojej mamy. Dodam, że autorka zupełnie się z nimi nie zgadza i uważa je za absurdalne.

Ja też. I dawno się tak nie uśmiałam, jak przy czytaniu tego tekstu, więc bardzo Wam go polecam.

A jak dorobię się tatuażu numer dwa (to już za trzy tygodnie!), to na pewno się pochwalę, a co! I wiem, że kiedy już będę stara i pomarszczona, pewnie nie będzie wyglądał tak samo. Ale wiecie co? Nadal będzie mój i nadal będę go lubić. I na pewno nie przyjdzie mi do głowy użyć tego urządzenia:



No comments:

Post a Comment