Friday 9 May 2014

Bo wolność kocham i rozumiem

- Wiesz, im dłużej jestem sama, tym bardziej mi się to podoba - oznajmiłam mojej współlokatorce w poniedziałek. Cały wolny od pracy dzień spędziłam na szwendaniu się po jednej z moich ulubionych dzielnic mojego miasta, wygrzewaniu się w słońcu nad kanałem z książką w dłoni i popijaniu zimnego piwka w doborowym towarzystwie. Słowem, żyć nie umierać.
- Ja od początku podejrzewałam, że tak z tobą może być - odparła współlokatorka. - Ty lubisz tę swoją wolność.

Lubię, co tu kryć. Ale z drugiej strony, czy jest ktoś, kto nie lubi?

Okazuje się, że owszem, jest trochę takich przypadków. Wcale niemało.

Rozejrzyj się wokół siebie. Na pewno znasz przynajmniej jedną osobę, która po prostu nie umie być sama. Kogoś, kto przechodzi płynnie z jednego związku w drugi, nie dając sobie czasu na to, by ochłonąć. Kogoś, kto bez swojego misia-pysia, słoneczka, skarbeczka czy kwiatuszka nie wyściubi nosa z domu. Kogoś, kto nigdy nie ma żadnych planów, bo a nuż misiu-pysiu będzie chciał zrobić coś razem. Kogoś, kto nie kupi sukienki, koszuli czy butów bez konsultacji z Drugą Połówką*.

Znacie takich ludzi? Jestem pewna, że tak.

Traf sprawia, że tacy ludzie zostają czasem sami. Zwykle nie na długo, ale jednak. Wtedy ogarnia ich blady strach: bo jak to, sami mają dysponować swoim czasem? Sami decydować o sobie? To tak w ogóle można?

Niektóych ta myśl przeraża tak bardzo, że lądują w ramionach pierwszej lepszej osoby, która się nimi zainteresuje - nieważne, czy jest to osoba, z którą ich cokolwiek łączy. Ważne, że jest. I że znów można się wokół kogoś owinąć, poczuć się bezpiecznie.

Ale są i tacy, którzy nagle zauważają, że bycie singlem nie jest wcale takie złe. Odgrzebują stare, dawno zapomniane pasje albo odkrywają nowe. Zaczynają robić coś, co daje im radość. Poznają nowych ludzi - i wcale nie z myślą o tym, że któryś z tych ludzi może być ich potencjalnym chłopakiem/dziewczyną.

Wolność ma to do siebie, że uzależnia. I jest to chyba najzdrowsze uzależnienie, jakie można sobie wyobrazić.




* Swoją drogą, określenie "Druga Połówka", dla niektórych tak romantyczne, sprawia, że jeży mi się włos na głowie. Bo sugeruje, że człowiek bez partnera jest człowiekiem o niepełnej wartości. Ja tam czuję się cała i nie potrzebuję uzupełnienia, dziękuję za troskę.


A o związkach, które nie ograniczają, tylko rozwijają, też będzie. Bo wierzę - ba, wiem! - że takie istnieją.

12 comments:

  1. Zgadzam się z Tobą ale się też nie zgadzam. Czyli jak zawsze jest to przysłowiowe "ale". Troszkę czasu Cię znam, może nie za dobrze, ale zawsze sprawiałaś wrażenie osoby silnej, niezależnej, twardo stąpającej po ziemi. Zawsze wiesz czego chcesz i tam po prostu idziesz. Nie chcę bawić się w jakiegoś pseudo psychologa, ale taka postawa ma też swoje korzenie, o których nie będę pisał. W każdym razie - nie wiem czy wiesz, ale istnieją związki z drugą osobą, gdzie też posiadasz coś tak wspaniałego jak wolność. Jest takie przysłowie, że jeżeli na prawdę kogoś kochasz - puść go wolno, jak zostanie z Tobą, to znaczy że to jest ta osoba, jak ucieknie - nigdy nie był/była tego wart/a. Niestety wielu ludzi, w szczególności samców (celowe nazewnictwo, mówię o stereotypowych zazdrosnych, napakowanych testosteronem samcach) trzyma swoją partnerkę czy partnera na smyczy, często samemu zachowując się tak, jak by nie chcieli żeby partner/ka się zachowywał/a.
    Określenie druga połówka kojarzy mi się z dobrą imprezą, a nie ze związkami. Wg. mnie dwoje ludzi tworzy coś ponad człowieka, ale to jest bardzo bardzo rzadkie. Osobiście nie znam nikogo kto by był tak dobrze dopasowany. Takie dopasowanie czasami wymaga zmiany samego siebie, a jak wiesz ludź jest takim stworzonkiem, które siedzi sobie w swoim bagienku i bardzo nie lubi z niego wychodzić i czegokolwiek zmieniać. Nawet jak wszystko uwiera i wszystko boli to tak ma być i już.
    Też znam ludzi, którzy nie potrafią być sami, zmieniają partnerów jak rękawiczki, sam byłem taką rękawiczką, na początku przez pół roku cud miód i orzeszki, a potem zaczynało się kombinowanie, jak by tu się go pozbyć. I zaczynały się brudne gierki, w końcu zdrada. Bo ja niestety sam należę do kategorii ludzi, którzy gdy coś się zepsuje to nie wyrzucają tego tylko próbują naprawić.
    Znam też ludzi, których poznałem ze sobą i powiedzmy że pokombinowałem żeby się zeszli troszkę i od 15 lat są razem. Da się? Da. Oboje musieli się zmienić, ona z księżniczki w kurę domową (w jakimś stopniu), on z lekkoducha i niebieskiego ptaka oraz czasami agresywnego i wybuchowego człowieka, w przykładnego męża i ojca. Udało im się. Bo chcieli.
    Trochę o mnie też wspomnę bo rozumiem Cię z tą wolnością. Jestem sam już od 2 lat, wcześniej nie potrafiłem żyć samemu. Zawsze chciałem być z kimś, potrzebowałem ciepła, uczucia. Ale po tylu związkach (może 10 tego było :P z czego ze 3 poważniejsze) i tylu zdradach ze strony partnerek mam po prostu dość Nauczyłem się jakoś się trzymać, nauczyłem się być samemu i rzeczywiście, ma to swoje zalety, ale ma też wady. Tak jak związek. Bycie samemu to samotność tak na prawdę, dorastanie do decyzji, do potrzeb, pragnień o rodzinie. To nie jest fajne. I w środku jednak to pali i boli. Ale lepsze to niż co roczne maratony załamań psychicznych i takiego stanu który nazywam "wyjebawszy", w takim stanie człowiek ma gdzieś to czy oddycha, czy kapie mu za kołnierz, czy pije 3 czy 10 piwo. Gdzie się rano obudzi, czy jutro w ogóle się obudzi. Nie czuje niczego, wszystko jest obojętne. Dlatego bycie samotnym człowiekiem to wybór podyktowany pewną pulą doświadczeń życiowych.

    Na koniec mała reklama, a raczej zachęta, jak masz czas zatopić się w moich opowiadaniach to zapraszam do mnie, zachęcam też do komentowania jakości opowiadań :) www.szeptam.wordpress.com :)

    I koniecznie jak wpadniesz do Gdańska - trzeba nawiedzić RockOut`a i napić się starego dobrego Specka czarnego :)

    ReplyDelete
  2. Wiem, ze sa takie zwiazki, w ktorych jest miejsce na wolnosc. Sama w takim bylam i wierze, ze jeszcze kiedys bede. Ba, w inne nie bede sie bawic, bo jaki w tym sens? ;)
    Ja akurat zmiany lubie, wychodze z zalozenia, ze bez nich zycie jest nudne. Rozumiem nawet zmienianie sie dla kogos - ale tylko, jesli jest to w pelni dobrowolne. Bo najgorsza krzywda, jaka mozna sobie zrobic, jest zmieniac sie na sile, wciskac sie w ramki, ktore do nas nie pasuja.
    To fakt, bycie solo tez ma swoje wady. Ja mam chyba troche latwiej, bo pragnienie posiadania rodziny (czytaj: potomstwa) u mnie nie wystepuje, wiec jedyne, co pali i cisnie, to chec bycia z kims, ot tak, po prostu, bez dramatow i niepewnosci. Ale zdecydowanie wole byc sama, niz byc z kims, z kim nie jest mi dobrze.
    Na twojego bloga kiedys zagladalam, pewnie jeszcze zajrze. A w Gdansku bede w lipcu, wiec na pewno sie spotkamy!

    ReplyDelete
  3. Związek nigdy nie będzie udany kiedy ktoś musi rezygnować z bycia sobą i swojej wolności na rzecz tej drugiej osoby. Każdy musi mieć swoją przestrzeń, na swoje zainteresowania, na bycie sam ze sobą, na swoje plany na wolną sobotę, które to będą zupełnie inne niż plany partnera. Znam osoby, które jak same mówią nie potrafią być same, ale od lat nie mogą stworzyć szczęśliwego długiego związku. Poddają się jakiejś chorej kontroli i sami też zaczynają kontrolować partnera/kę, a nie o to chodzi w byciu ze sobą....

    ReplyDelete
    Replies
    1. Będąc z kimś w związku nie można pozostać tym kim się było nie będąc z związku. Będąc samotnikami jesteśmy w dużej mierze egoistami, jeżeli taką postawę chcesz przenosić w związek - lepiej się w to nie pakuj. Bo jeżeli masz do wyboru mecz z kumplami przy piwku, a np. Twoja partnerka czuje się bardzo źle (np. jest chora) to zostawisz ją w cholerę i polecisz sobie na piwko? Bo takie miałeś przyzwyczajenia z czasu jak byłeś sam? Owszem każdy musi mieć swoją przestrzeń, ale jeżeli z kimś jesteś to jest też przestrzeń wspólna zachodząca na Twoją prywatną. Jeżeli na siłę odgrodzisz swoją część to zabierzesz wolność partnerowi. Znam przykład pary gdzie typ jest niebieskim ptakiem, syneczkiem mamusi, nie potrafi się zaopiekować partnerką, jest egoistą bez wyczucia. Czy taki człowiek ma szanse na jakikolwiek poważny związek? Czy na POSIADANIE partnerki na własność?

      Delete
    2. Zgadzam sie co do wspolnej przestrzeni: jest wazna, musi istniec, zeby zwiazek mial jakikolwiek sens. Ale prywatna przestrzen jest rownie wazna. Jesli partner nie lubi jezdzic na rowerze, nie bede go wyciagac na weekendowe przejazdzki. Z drugiej strony, jesli mnie nie interesuje wspinaczka, a on ja uwielbia, to przeciez nie musze sie wspinac razem z nim. Wychodze z zalozenia, ze nawet zdrowo jest robic pewne rzeczy oddzielnie, bo kazdy potrzebuje jakiejs niszy, ktora bedzie tylko jego.

      Delete
    3. True, ale. :D (zawsze to cholerne ale). Jeżeli partner nie lubi rowerku, to niech RAZ się dla Ciebie przemoże i wywlecze swój odwłok na rower - a może się mu tym razem spodoba? Tak samo - nie lubisz wspinaczki? A pójdź z partnerem - może wraz z nim wspinaczka będzie przyjemna?

      Delete
    4. Tu tez sie zgadzam, bo wierze, ze wszystkiego warto sprobowac, zanim sie zdecyduje, czy sie to lubi, czy nie :) Eks byl, niestety, innego zdania i nigdy nie dal mi sie zaciagnac do klubu. Coz, bywa.

      Delete
    5. Też myślałem, że nigdy nie spróbuję ślimaków, ale jednak spróbowałem i nie żałuję :)

      Delete
    6. Szeptem, akurat jestem kilkanaście lat w udanym związku i oboje z mężem mamy i wspólną przestrzeń i każdy też ma własną. Przykład, który podałeś, że partnerka chora a facet idzie na mecz, sorry ale odnosić się do tego mi trudno, bo to zachowanie typowa dla gówniarzy i ludzi wychowanych bez szacunku do innych. W związku chodzi i wspieranie się, ale też i o rozumienie, że każdy ma prawo do swojej małej wlasnej przestrzeni. Ciężko też mi się odnieść do tego, że przed związkiem byłam inna a w trakcie jestem kimś innym. Swoich zainteresowań nie zmieniłam, ale wiem co to kompromis tak samo jak i mój mąż. :-)

      Delete
    7. Maggie, u mnie właśnie idze w obie strony, zaraziłam męża kolarstwem górskim w takim stopniu, że teraz na trasach nie mogę za nim nadążyć. :D On mnie znowu sprzedał fizia na punkcie fotografii. Są dni, że marzymy o dwóch aparatach, a są dni kiedy ja idę z aparatem do zamokwego ogrodu pstrykać kwiatki i pszczółki a on w tym czasie szaleje na pobliskich trasach rowerowych. Spotykamy się w umówionym miejscu i zadowoleni jedziemy do domu. Czasami dobrze jest porobić coś oddzielnie, żeby nie oszaleć. ;-)

      Delete
  4. Ja sadze, ze to sie zmienia z wiekiem;) jako nastolatek chce sie miec dziewczyne/chlopaka, potem chce sie miec partnera, a pozniej czlowiek chetnie odpoczalby od tego towarzystwa ;) Sadze, ze najlepiej wybrac zloty srodek, byc razem, ale tez miec swoich znajomych, kolezanki na ploty, kumpli na piwo. robic rozne rzeczy razem, ale tez miec czas, aby porobic cos samemu. Wiem, ze to moze byc dosc trudne, ale mnie sie chyba czesciowo to udaje ;)
    PS. Nie jestem singlem, ale uwazam ze ma to swoje ogromne zalety ;)
    Pozdrawiam! :)

    ReplyDelete
  5. Ja nie lubię być sama, Wynika to głównie z tego, że jestem nietowarzyska i nie lubię za bardzo ludzi, nie szukam znajomych, w sumie, to za bardzo ich nie potrzebuję. Męczą mnie przyjacielskie zobowiązania, najlepiej wolny czas spędza mi się samemu. Dlatego w domu lubię mieć tę jedną osobę, która mnie zna i rozumie, przed którą nie muszę się tłumaczyć, która rozumie moje humory. Taka jedna osoba wystarcza mi do szczęścia.
    Nie wiem, czy to jest normalne... Ale mi odpowiada :)

    ReplyDelete