Monday 23 January 2012

O błędach młodości i szukaniu siebie.

Myślę, że każdy z nas, nawet najbardziej niepokorny, prędzej czy później przechodzi taki okres, kiedy próbuje się dostosować. Próbuje przekonać siebie, że to, co robił i jaki był dotąd, to była tylko faza, przejściowy etap, młodzieńczy bunt, i stara się być taki jak wszyscy.

Niektórym się udaje. Chociaż, prawdę mówiąc, nie jestem pewna, czy to takie dobre.

Ja miałam taki moment krótko po przyjeździe na Wyspy. Wydawało mi się, że skoro mam już te dwadzieścia parę lat, pracuję i nie mieszkam z rodzicami, to muszę koniecznie być "dorosła" pod każdym względem. W odstawkę poszły moje ukochane Martensy, zamiast tego pojawiły się wysokie obcasy. Miejsce znoszonych dżinsów zajęły kobiece sukienki, a skórzaną kurtkę zastąpił elegancki płaszczyk. Upodobania muzyczne wprawdzie nie zmieniły się specjalnie, ale częściej sięgałam po łagodniejsze dźwięki. Częściej też, zamiast czytac książki, wertowałam babskie magazyny. I wszystko byłoby pięknie. Ale w końcu coś zaczęło mnie uwierać.

Czy zdarza wam się czasem przystanąć w miejscu - nieważne, metaforycznie albo dosłownie - i pomyśleć: "Co ja tu, do ciężkiej cholery, robię?" Czy miewacie takie chwile, kiedy spoglądacie w przeszłość, na dawnych siebie, i zastanawiacie się, gdzie straciliście to, co stanowiło wasz trzon i istotę? Czy nie wydaje wam się czasem, że rzeczywistość zrobiła z was trybiki w maszynie i że dostosowując się, straciliście coś ważnego?

Wydaje mi się, że wszystkiemu winne są stereotypy. To głupie przeświadczenie, że w pewnym wieku po prostu nie wypada robić pewnych rzeczy. Że w życiu człowieka przychodzi taki moment, kiedy powinien wtłoczyć się w jakąś ściśle określoną formę i robic to, co inni. W końcu pięćdziesięcioletnia pani powinna nosić kaszmirowe bliźniaki i perełki w uszach, a nie paradować w glanach i świecić tatuażami. Dojrzały pan powinien siedzieć za kierownicą bezpiecznego samochodu, a nie pruć po ulicy na motorze. Matka dwójki dzieci powinna czytać książki o wychowaniu, a nie marnować czas na Virginię Woolf, Kafkę czy Murakamiego.

Tylko kto to ustala? Kto decyduje o tym, co powinno się robić? I dlaczego mielibyśmy się do tego dostosowywać?

Mówią: "Dostosuj się albo giń". Ale przecież dostosowanie się - zwłaszcza, jeśli robimy to wbrew sobie - to też jakiś rodzaj śmierci, prawda?

Od jakiegoś czasu wracam do siebie. Odmawiam dostosowywania się. Może to zabrzmi banalnie, ale odkrycie, że mogę być tym, kim chcę być przywróciło mi chęć do życia. Co z tego, że wielkimi krokami zbliżają się moje trzydzieste urodziny? Wiek to tylko liczba.

A na szukanie (i znajdywanie) siebie nigdy nie jest za późno.

2 comments:

  1. Ja to nazywam "zamykaniem w ramki". Był taki czas, że wpadałam w panikę na samą myśl. Zastanawiałam się, czy tak ma wyglądać reszta mojego życia i w którym miejscu popełniłam błąd. Nadal czasem tak mam - niemal duszę się z potrzeby ucieczki.
    Teraz zaczynam myśleć, że ten etap dostosowywania się, a potem buntu i powrotu do siebie jest częścią dorastania. To, co potocznie nosi miano kryzysu wieku średniego, to tak naprawdę refleksja nad sobą samym. Dokąd zaszedłem? Czy jestem szczęśliwy? Czy naprawdę muszę spełniać oczekiwania innych?
    Mówi się, że nasze pokolenia wpadają w ten kryzys wcześniej - ale może po prostu jesteśmy bardziej świadomi, mniej skrępowani konwencjami społecznymi i wcześniej mamy odwagę zadać sobie te pytania? Może wcześniej zaczynamy rozumieć, że możemy być, kim chcemy być i to żadna zbrodnia? Że mamy do tego prawo?
    Mimo wszystko tak jest trudniej. Czasem zazdroszczę znajomym, którzy z tych ramek nawet nie zdają sobie sprawy - są normatywni do bólu, przystosowani, niczym kalki ze społecznie akceptowalnego wzorca. Są szczęśliwi, bo nie wiedzą, że może być coś więcej. A ja spalam się w walce o siebie, wciąż i wciąż, i wciąż...

    ReplyDelete
  2. o matko. jakie fajne treści. lubię jak jest tak prawdziwie! a tu jest. i jest dyskusja. przepraszam, ale najpierw się poekscytuję trochę:-)
    jestem za niedaniem się sformatowaniu i przystosowaniu! mocno za tym jestem! choć wiem jakie to trudne! bo trochę się trzeba?? przystosowywać, ale jednocześnie warto w każdej chwili zachowywać siebie Samą/Samego siebie:-) i próbować głównie siebie wyrażać, i formatować świat podług siebie, a nie dać się formatować do świata. to wyzwanie na dzisiejsze czasy mi się zdaje największe i chyba najtrudniejsze! ale zamykanie w ramki i dopasowywanie się na siłę zawsze jest zgubne. gdzieś w kolano uderzy albo w serce. i na dłuższą metę nie da się tak..bez skutków ubocznych. więc jak tu widzę te refleksje, to moje serce rośnie:-)!!i nie chcąc się wymądrzać jadę hasłem spontanicznym niech rośnie Młodość niesformatowana, niesforna i dająca sobie 100 procent Autentyczności. autentyczność zawsze w cenie. nie w mainstreamie może. ale nie o mainstream chodzi, pamiętajmy:-)

    ReplyDelete