Monday 14 April 2014

Hunger games, czyli o walkach skazanych na klęskę

Raz na jakiś czas łapie mnie faza na odchudzanie.

Nie wiem, skąd mi się to bierze. Wspomniana faza nachodzi mnie zwykle zupełnie niespodziewanie, nie spowodowana żadnymi obiektywnymi przyczynami w rodzaju komentarzy cioć i babć, że "dobrze wyglądam" czy nagle zbyt opiętych spodni. To nawet nie kwestia pory roku, bo choć, owszem, wiosną zdarza się częściej, to niekiedy pojawia się także na jesieni, a nawet - o zgrozo! - w okolicach świąt.
Cóż zrobić, tak mam i już.

Traf chciał, że faza naszła mnie jakiś tydzień temu. Pierwsze objawy pojawiły się nieco wcześniej: niepokojące myśli o tym, że wypadałoby coś ze sobą zrobić, że lato i sezon bikini (choć w tym roku żadnego plażowania nie planuję), że jak zrobi się cieplej, to fajnie będzie odsłonić trochę zgrabnego ciałka (tja, cieplej, na Wyspach...) i że w ogóle będę strasznie z siebie dumna, jak już zrobię się lekka jak piórko.

W końcu stwierdziłam: trudna rada, czas się odchudzać i tyle.

Tym sposobem siedzę aktualnie za biurkiem, słuchając kiszek grających marsza (a marsz ów brzmi zdecydowanie żałobnie), popijając wodę i udając, że wcale nie jestem głodna. Z pozoru nawet nieźle mi idzie. Ba, nawet się uśmiecham.

Nikt nie wie, że uśmiecham się do zdjęć smakowitych czekoladowych brownies z solonym karmelem, rumianej pizzy z ciągnącym się serem, cudnych, piętrowych burgerów z chrupiącymi frytkami...

Daję słowo, tym, którzy próbują się odchudzić, należałoby odłączyć internet.

Patrzę więc, ocierając cieknącą ślinkę, brzuch burczy, a ja powoli dochodzę do wniosku, że życie bez odrobiny przyjemności jest zupełnie pozbawione sensu. A skoro jedzenie daje mi przyjemność, to głupotą byłoby go sobie odmawiać, prawda? Kto wie, czy dziś, wracając do domu, nie wpadnę pod samochód i nie pożegnam się z życiem, zdążywszy jeszcze pomyśleć przed śmiercią, że trzeba było zjeść te lody albo czekoladkę...

I tak oto znów przegrywam. Albo wygrywam, w zależności od tego, jak na to spojrzeć.

Może, zamiast się odchudzać, pora zapisać się na jakiś kurs samoakceptacji.

1 comment:

  1. Też mnie takie fazy nachodzą. Walczę z nimi dzielnie czekoladą ;)

    ReplyDelete