Wednesday 9 May 2012

Sowy, skowronki i wszystko pomiędzy

Lubię poranki. Nie mam nic przeciwko wstawaniu o świcie. Lubię usiąść na kanapie z książką, zanim Ł. się obudzi, zaczytać się, zapomnieć. Lubię rano zagnieść drożdżowe ciasto albo upiec chleb. Wyjść na spacer. Przejechać się gdzieś na rowerze. Albo nic nie robić.

Kiedy mówię komuś o tym, że z własnej woli wstaję o nieludzko wczesnej godzinie, nawet wtedy, kiedy nie muszę, robi wielkie oczy. Bo jak to tak: sobota, nie trzeba zrywać się wcześnie do pracy, można poleżeć pod kołdrą - a ja wyskakuję z łóżka, ledwo otworzę oczy (czyli zwykle okolo 5:00), choć nikt mnie do tego nie zmusza?

Ano, wyskakuję. Tak już mam. Od zawsze chyba. Dziecięciem będąc, wykradałam się z pokoju o poranku, wędrowałam do kuchni, w której stało moje male, odrapane biurko, siadałam przy nim i rysowałam albo namiętnie spisywałam wymyślone historie.

I tak już mi zostało.

Byłabym więc typowym skowronkiem, gdyby nie to, że wieczory też lubię. I jeśli wiem, że mogę sobie na to pozwolić, lubię posiedzieć z książką do późnych godzin nocnych. Albo, zdarza się, do świtu. Wtedy w ogóle nie kładę się spać. Nie opłaca się.

Znajomi pytają mnie czasem, skąd biorę czas na wszystkie te rzeczy, które robię. Kiedy się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że zwyczajnie oszczędzam na śnie.

Ani sowa więc, ani skowronek.

Skowa? Sowronek?

Wygląda na to, że umykanie wszelkim klasyfikacjom jest moją cechą wrodzoną.

10 comments:

  1. Zazdroszczę Ci tego. Mnie teraz latem wystarczy od biedy 6 godzin snu, ale zimą jak niedźwiedź spałabym po 12 godzin. Gdybym oczywiście mogła. Niestety dzieci nie pozwolą mi spać dłużej niż do 5 rano, ale z własnej woli - nigdy :)

    ReplyDelete
  2. Rzeczywiście jesteś miksem sowy i skowronka. Ale pewnie wiesz, że sen to zdrowie i nie można też całkiem na nim oszczędzać?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj, wiem. Za mlodu jezdzilam czesto na konwenty fantastyczno-erpegowe, gdzie z rzadka jeno sypialam. Po trzech zarwanych nocach bardziej przypominalam zombie niz czlowieka. Ale na co dzien wystarcza mi 5-6 godzin.

      Delete
    2. Wiesz, podobno im człowiek starszy tym mniej snu potrzebuję - nie wyglądasz mi na starą, więc psujesz badania naukowe amerykańskich naukowców ;P A to ciekawe te konwenty, zawsze chciałam w coś takiego pograć, ale towarzystwa nie znalazłam odpowiedniego, a szkoda. To jest np. gra w mafię?

      Delete
    3. W mafie nigdy nie gralam, musialam wyguglowac, o co chodzi, ale zasada podobna, tylko swiaty rozne: od pelnego magii i smokow do futurystycznego, z cybernetycznymi wszczepami i superbronia wlacznie. Swietna zabawa.

      Delete
  3. oj jak byłam młodsza, lubiłam wcześnie wstawać, przed wszystkimi domownikami :D teraz lubię pospać ;) pozdrawiam!

    ReplyDelete
  4. Też tak kiedyś miałam, ale niestety mi to przeszło. A szkoda, bo lubiłam budzenie się latem o świcie i patrzenie na pierwsze promienie słońca :)

    ReplyDelete
  5. he he to tak jak i ja!!! lubię dłuuugie dni, w których jest czas na wszystko co zaplanowane i niezaplanowane. Kocham zapach pieczonych bułek o świcie, i słońce, które nieśmiało zagląda przez okno o 5ej właśnie. Jestem zła na siebie gdy prześpię ten czas bo wcale bardziej wypoczęta się nie budzę a czasu na wszystko mi brak :)
    A jak studiowałam uwielbiałam wstawać o 3ej i się o tej porze uczyć, najbardziej chłonny miałam wtedy mózg :)
    Pozdrawiam cieplutko.

    ReplyDelete
  6. Sowronek ! fajna nazwa, powinna wejść do słownika :))


    Ja tez lubię poranki, szczególnie w ogrodzie, jest wtedy tak cicho....słychać tylko skowronki:))
    Serdecznie pozdrawiam i zapraszam do domu Rozalii

    ReplyDelete
  7. O 5 rano to ja się przewracam na drugi bok;) Jestem zdecydowanie sową i to jest dziedziczne. Choć czasami fajnie byłoby wstać wcześniej, bo ładnie wtedy jest i dzień taki długi, ale jest to dla mnie niestety fizycznie niewykonalne!

    ReplyDelete