"Czy jesteś szczęśliwy w życiu?"
To ostatnie słowa, które słyszy Jason Dessen, zanim zamaskowany porywacz pozbawia go przytomności. Kiedy się budzi, otaczają go ludzie w zabezpieczających kombinezonach, a mężczyzna, którego nigdy nie widział, pochyla się nad nim z uśmiechem i mówi: "Witaj z powrotem, przyjacielu."
Wkrótce Jason przekonuje się, że świat, w którym się ocknął, nie jest jego światem. Jego żona nie jest jego żoną, jego syn nigdy się nie urodził, a on sam nie jest zwykłym profesorem w szkole średniej, a geniuszem, który dokonał przełomowego odkrycia...
Który świat jest prawdziwy? Czy jest ich więcej? Co, jeśli każdy wybór, którego dokonujemy, tworzy kolejny świat, w którym wszystko wygląda trochę inaczej?
Jeśli zgubisz się wśród nieskończonej liczby światów, jak znajdziesz drogę do domu?
Po "Mroczną materię" Blake'a Croucha sięgnęłam niejako przypadkiem, ale bardzo się cieszę, że to zrobiłam. To świetna lektura, porywająca i zmuszająca do zastanowienia się nad tym, jak nasze decyzje kształtują rzeczywistość, nad możliwościami leżącymi przed nami i nad tym, jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdybyśmy dokonali innych wyborów w przeszłości. Ale przede wszystkim sprawia, że doceniamy to, co mamy, bo właśnie ten świat, a nie inny, jest naszym domem.
Koncepcja multiwersum jest tak stara jak nurt science fiction, ale Crouch pisze o światach równoległych w interesujący, a przy tym zrozumiały sposób. "Mroczna materia" jest porywającym i wciągającym skrzyżowaniem sci-fi, thrillera i historii miłosnej. Niektórzy narzekają na specyficzny styl autora, charakteryzujący się krótkimi, urywanymi zdaniami, ale, według mnie, znakomicie pasuje on do historii.
Powieść ukaże się w Polsce 7 listopada nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka, ale już teraz można ją zamówić w przedsprzedaży. Jeśli szukasz ekscytującej lektury, która wciąga od pierwszej strony i którą trudno odłożyć, koniecznie dodaj tę książkę do swojej listy!
Wednesday, 26 October 2016
Thursday, 20 October 2016
5 typów rowerzystów, które spotkasz w mieście
Pedałowanie po Londynie, tak jak i po każdym większym mieście, jest nie tylko najszybszym i najtańszym sposobem na dotarcie z punktu A do punktu B, ale też doskonałą okazją do obserwowania ludzi. Przez lata przemieszczania się na dwóch kółkach widziałam już prawie wszystko, od ludzi transportujących mini lodówki na bagażnikach i nadających głośną muzykę (a konkretniej swing z lat 20-tych) z potężnych głośników w plecakach, aż po chudych jak wyżły miejskich ścigaczy, mijających mnie z minimalnym wysiłkiem.
Typów rowerzystów jest mnóstwo, ale 5 z nich spotykam najczęściej. Jeśli mieszkasz w dużym mieście, jest więcej niż pewne, że i Ty zetknąłeś się przynajmniej z jednym z nich, a może nawet jesteś jednym z nich.
1. Ścigacz
Odziany w aerodynamiczną lycrę od stóp do głów, w drogich wpinanych butach, mija Cię na swojej ważącej mniej niż 7 kilo maszynie, nawet nie tracąc oddechu, podczas gdy Ty zipiesz i sapiesz, zastanawiając się, czy to w ogóle był człowiek. Dla ścigacza każda droga jest jego osobistym etapem Tour de France, a każdy dzień to okazja, by pobić swój życiowy rekord. Chętnie wyda 500 zł na nowy wspornik siodełka, jeśli dzięki niemu waga jego roweru zmniejszy się o 30 gram. Ma też więcej rowerowych spodenek i koszulek niż normalnych ubrań.
2. Stylowy
I co z tego, że futerkowy żakiet, spódniszka z tiulu i buty na szpilce nie są specjalnie wygodnym strojem do pedałowania? Wyglądają bosko z tym lśniącym złotym kaskiem, a to się liczy. Stylowy nie dba o to, by ubierać się stosownie do pogody (czy choćby do okazji), bo wygląd jest wszystkim, złotko! Jechać szybciej? Nie ma takiej opcji! Przecież potargałby sobie ubranie i, co gorsza, spocił się. Pocenie się jest w świecie stylowego zakazane.
3. Kurier
Może i wygląda niepozornie w swoich znoszonych ciuchach, niby to leniwie pedałując na mocno już podniszczonym ostrym kole, ale nie daj się zwieść, kurier to prawdziwy hardkor wśród rowerzystów. Przemyka między samochodami, przyprawiając o gęsią skórkę wszystkich, którzy mają choć odrobinę instynktu samozachowawczego. Ma misję do spełnienia i nie ma takiej siły, która by go zatrzymała. Kiedy nie dostarcza paczek i listów, można go spotkać w okolicy lokalnego warsztatu, gdzie wlewa w siebie mocną jak śmierć kawę i pali samodzielnie skręcane papierosy w towarzystwie innych kurierów.
4. Przemieszczacz
Nie ma znaczenia, na czym jeździ, ważne, żeby dało się na tym dojechać z punktu A do punktu B. Nie potrzebuje specjalnych ubrań na rower, bo i po co? Przecież pedałować można w czymkolwiek. Przemieszczacz na rowerze jeździ wszędzie: do pracy, na drinki ze znajomymi na mieście, na obiadki do babci, na śluby... Może i nie jest szczególnie szybki (zresztą, kogo obchodzi szybkość?), ale nadrabia wytrzymałością i odpornością na różne warunki pogodowe. A że nie musi polegać na transporcie publicznym, nigdy nie spóźnia się do pracy.
5. Turysta
Jest tak szalenie podekscytowany możliwością odkrywania nowych miejsc na rowerze! No, przynajmniej do momentu, kiedy zgubią się w nieprzyjemnej dzielnicy, co prędzej czy później na pewno się stanie, bo mapy Google są takie mylące, a nie było wcześniej czasu, żeby porządnie zaplanować trasę. Ale nic się nie stało, skróci sobie drogę, jadąc chodnikiem ("Nielegalne? Naprawdę? Ojej, nie wiedziałem!"). A jeśli znów się zgubi, to po prostu wejdzie do tego sklepiku i spyta o drogę. Nie, nie wziął ze sobą zapięcia do roweru, ale to tylko na minutkę, co się może stać?
I jak, znacie kogoś, kto pasuje do któregoś z tych typów? Ja jestem gdzieś pomiędzy: nie tak szybka, by być ścigaczem, ale lubię lycrę i lekkie szosowe rowery, więc przemieszczaczem też do końca nie jestem.
Którymkolwiek typem jesteś, pamiętaj: bezpieczeństwo to podstawa!
Monday, 17 October 2016
Zrób to keto! Pieczony jajeczny krem Nigelli
Wczorajszy ranek był paskudny i deszczowy, więc postanowiłam spędzić go w kuchni. Zwykle przygotowuję przynajmniej część moich posiłków na cały tydzień z wyprzedzeniem - dzięki temu w tygodniu nie muszę spędzać wieczorów, mieszając w garach. Zrobiłam frittatę z serem i bekonem na śniadania, polędwicę wieprzową nadziewaną szpinakiem i owiniętą w boczek na lunche, i pyszne przekąski, które zasługują na oddzielną notkę.
Zrobiłam też deser.
Wspominałam już, że mam sporą kolekcję książek kucharskich i obiecałam, że raz w tygodniu będę brała przepis z jednej z nich i dostosowywała go do diety keto. Tyle, że trochę się zapomniałam, bo łatwiej mi było korzystać z gotowych przepisów dostępnych w sieci. Cóż, życie.
Wczoraj miałam jednak ogromną ochotę na coś słodkiego, więc stwierdziłam, że to będzie dobry moment, żeby zacząć. Oryginalny przepis pojawił się w książce Kuchnia: Przepisy z Serca Domu, która jest jedną z moich ulubionych książek Nigelli, a dostosowanie go do diety ketogenicznej okazało się dziecinnie proste. Wystarczyło zastąpić zwykłe mleko mieszanką niesłodzonego mleka migdałowego i kremówki, a zamiast cukru dodać słodziku (ja używam Truvii). Zamiast piec krem w jednym dużym naczyniu, użyłam małych foremek, więc choć w książce przepis figuruje jako obliczony na 4 osoby, mi wyszło 7 niewielkich porcji. Oczywiście, dostosowałam czas pieczenia do wielkości foremek, więc jeśli używacie małych naczyń, również to uczyńcie.
Krem jest szalenie łatwy do zrobienia, a najtrudniejszą częścią jest przygotowanie kąpieli wodnej.
Ja zjadłam moją pierwszą porcję bez dodatków, ale podejrzewam, że deser smakowałby obłędnie z kilkoma malinami lub borówkami.
Pieczony jajeczny krem Nigelli, wersja keto
Składniki:
- 400 ml niesłodzonego mleka migdałowego
- 100 g kremówki
- 4 jajka
- 2 łyżki Truvii albo innego słodzika (najlepszy jest erythritol)
- 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
- świeżo starta gałka muszkatołowa, do posypania
Rozgrzej piekarnik do 140 stopni.
W dużej misce ubij mikserem jajka, słodzik i wanilię. W międzyczasie wymieszaj mleko ze śmietaną i podgrzej w garnku albo mikrofalówce, aż prawie zawrze. Nie przerywając ubijania, powoli wlewaj ciepłe mleko do jajek.
Wysmaruj masłem jedno duże, okrągłe naczynie do zapiekania albo kilka małych foremek, po czym umieść je w większej blasze do pieczenia. Przez sitko wlej krem do przygotowanych foremek i posyp wierzch gałką muszkatołową. Przygotuj kąpiel wodną: zagotuj wodę i delikatnie wlej ją do blachy, tak, żeby nie dostała się do foremek z deserem, następnie umieść w piekarniku. Jeśli używasz dużego naczynia, piecz 1.5 godziny; dla małych foremek wystarczy nawet 45 minut.
Gotowy deser wyjmij z piekarnika i odstaw, aż trochę przestygnie. Najlepiej smakuje na ciepło.
Wartości odżywcze na porcję (dla 7 małych porcji): 127 kcal, 11 g tłuszczu, 1 g węglowodanów, 6 g białka.
Friday, 14 October 2016
Wyzwanie: 7 miesięcy bez zakupów
Zaskoczeni? Wiem, ja sama jestem zaskoczona swoją decyzją.
Żyjemy w konsumpcyjnym społeczeństwie, w którym wszystko, czego moglibyśmy zapragnąć, jest tanio i łatwo dostępne: wystarczy kilka kliknięć - i gotowe. Mówimy, że potrzebujemy nowych rzeczy, ale w wielu wypadkach to nie potrzeba, a pragnienie. Kupujemy nowe rzeczy, które szybko zmieniają się w stare rzeczy i lądują na śmietniku albo w kącie, kiedy nam się znudzą.
Czy zdarza się Wam myśleć o tym, ile z rzeczy, które kupujecie, jest Wam zupełnie zbędnych? Czy zastanawiacie się nad tym, w jakich warunkach są produkowane? Czy kupujecie rzeczy, których nie potrzebujecie i które kończą zapomniane w szufladzie? Czy wyrzucacie ubrania po kilku założeniach, bo wiecie, że możecie tanio kupić nowe?
Żyjemy w konsumpcyjnym społeczeństwie, w którym wszystko, czego moglibyśmy zapragnąć, jest tanio i łatwo dostępne: wystarczy kilka kliknięć - i gotowe. Mówimy, że potrzebujemy nowych rzeczy, ale w wielu wypadkach to nie potrzeba, a pragnienie. Kupujemy nowe rzeczy, które szybko zmieniają się w stare rzeczy i lądują na śmietniku albo w kącie, kiedy nam się znudzą.
Czy zdarza się Wam myśleć o tym, ile z rzeczy, które kupujecie, jest Wam zupełnie zbędnych? Czy zastanawiacie się nad tym, w jakich warunkach są produkowane? Czy kupujecie rzeczy, których nie potrzebujecie i które kończą zapomniane w szufladzie? Czy wyrzucacie ubrania po kilku założeniach, bo wiecie, że możecie tanio kupić nowe?
Przyznaję: jestem winna tego wszystkiego. I wcale nie napawa mnie to dumą.
Zasady są proste: od początku listopada do początku czerwca nie kupuję niczego nowego i masowo produkowanego. Żadnych tanich szmatek z wyprzedaży, żadnych świecidełek i dekoracji do domu, żadnych nowych kosmetyków, bez których mogłabym się obejść. Chcę udowodnić sobie, że to, co mam, w zupełności mi wystarczy, a pzy okazji stać się bardziej kreatywna w kwestii ubioru. Teraz, kiedy uczę się szyć, będę starała się jak najwięcej ciuchów robić sama, a także przerabiać to, co znajdę w lumpeksach. Dopuszczam kupowanie z drugiej ręki, bo nie wymaga ono produkowania nowych rzeczy, więc szmateksy i eBay przyjdą mi na ratunek, jeśli będę czegoś potrzebować. Jeśli idzie o kosmetyki, będę kupować je tylko wtedy, gdy będzie to konieczne, a więc kiedy skończy mi się dany typ produktu. Dekoracji i gadżetów do domu, a także biżuterii, których nie dam rady zrobić sama, będę szukać u małych, niezależnych producentów.
Naturalnie, rzeczy niezbędne, takie jak bielizna, będę kupować tak jak dotąd, ale to tyle.
Skąd takie daty? Cóż, zima się zbliża, a ja mam w szafie raptem dwa swetry, więc chcąc nie chcąc muszę coś dokupić, a że wypłata dopiero pod koniec miesiąca... No, wiadomo. Czerwiec dlatego, że wraz z przyjaciółmi planujemy zakupową zabawę na przyszłorocznym WGT.
Tak więc przede mną 7 miesięcy pełnych okazji, wyprzedaży i przecen, z których nie skorzystam. Ta myśl jest przerażająca i ekscytująca zarazem.
Kto ma ochotę dołączyć?
Thursday, 13 October 2016
5 fantastycznych znalezisk na Halloween za grosze
Jeśli jesteś choć trochę jak ja, masz już pewnie szafę pełną ubrań, które z powodzeniem mogłyby robić za kostium na Halloween, szufladę wypchaną straszliwymi akcesoriami, i mnóstwo kosmetyków, które mogą przeistoczyć Cię w zjawę, wampira lub zombie.
To wcale nie powstrzymuje mnie od kupowania nowych rzeczy w październiku, który jest zdecydowanie moim ulubionym czasem na zakupy.
Jeśli szukasz tanich sposobów na dodanie subtelnie strasznej aury do swojej stylizacji, oto 5 propozycji za £5 (czyli jakieś 25 zł) lub mniej.
Upiorne sztuczne paznokcie, Primark, £1.50 za opakowanie (24 sztuki)
Gigant od szybkiej i taniej mody co roku szykuje coś specjalnego na Halloween: skarpetki, piżamy, rajstopy... W tym roku moją ulubioną rzeczą z sezonowej kolekcji (czy raczej rzeczami, bo podobają mi się wszystkie wersje) są sztuczne pazurki. Może i nie są najlepszej jakości, niektóre mają poszarpane, ostre krawędzie, którymi łatwo zahaczyć o kabaretkę albo się podrapać, ale wszystko da się naprawić za pomocą pilniczka do paznokci. Za taką cenę żal byłoby się nie skusić!
A Wy znaleźliście już coś ciekawego w sklepach w tym miesiącu? Czy Halloween zyskuje na popularności w Polsce?
To wcale nie powstrzymuje mnie od kupowania nowych rzeczy w październiku, który jest zdecydowanie moim ulubionym czasem na zakupy.
Jeśli szukasz tanich sposobów na dodanie subtelnie strasznej aury do swojej stylizacji, oto 5 propozycji za £5 (czyli jakieś 25 zł) lub mniej.
Upiorne sztuczne paznokcie, Primark, £1.50 za opakowanie (24 sztuki)
Gigant od szybkiej i taniej mody co roku szykuje coś specjalnego na Halloween: skarpetki, piżamy, rajstopy... W tym roku moją ulubioną rzeczą z sezonowej kolekcji (czy raczej rzeczami, bo podobają mi się wszystkie wersje) są sztuczne pazurki. Może i nie są najlepszej jakości, niektóre mają poszarpane, ostre krawędzie, którymi łatwo zahaczyć o kabaretkę albo się podrapać, ale wszystko da się naprawić za pomocą pilniczka do paznokci. Za taką cenę żal byłoby się nie skusić!
Opaska ze skrzydłami nietoperza, Asos, £5
Prawda, że fantastyczna? Mogłabym (i pewnie będę) nosić ją przez cały rok. Jeśli lubisz łączyć upiorne z uroczym, to idealny dodatek dla Ciebie. Opaska wydaje się dość solidnie wykonana, więc mam nadzieję, że posłuży mi przynajmniej do następnego Halloween.
Prawda, że fantastyczna? Mogłabym (i pewnie będę) nosić ją przez cały rok. Jeśli lubisz łączyć upiorne z uroczym, to idealny dodatek dla Ciebie. Opaska wydaje się dość solidnie wykonana, więc mam nadzieję, że posłuży mi przynajmniej do następnego Halloween.
Strrrraszne skarpetki, New Look, £2.49 za parę
Bo życie jest za krótkie, by nosić nudne skarpetki.
Bo życie jest za krótkie, by nosić nudne skarpetki.
Naszyjnik-tasiemka z jednorożcem, H&M, £2.99
Tak, mili państwo, wprowadza się element magiczny do rzeczywistości (po taniości). Technicznie rzecz biorąc, ten naszyjnik nie jest straszny, ale jest bajeczny, a to już coś. Naszyjniki tego typu były popularne w latach 90., a teraz przeżywają swój renesans, więc dodatkowe punkty za bycie trendy gwarantowane.
Tak, mili państwo, wprowadza się element magiczny do rzeczywistości (po taniości). Technicznie rzecz biorąc, ten naszyjnik nie jest straszny, ale jest bajeczny, a to już coś. Naszyjniki tego typu były popularne w latach 90., a teraz przeżywają swój renesans, więc dodatkowe punkty za bycie trendy gwarantowane.
Wachlarz z koronki albo piór, Accessorize, £5 za sztukę
Tak, można znaleźć tańsze na eBayu albo Allegro, ale spójrzmy prawdzie w oczy, często dostajemy coś zupełnie innego niż na obrazku, tandetnie wykonanego i nieszczególnie ładnego. Te wachlarze są zdecydowanie warte swojej ceny, bardzo eleganckie i solidne. Mówisz, że nie potrzebujesz wachlarza? Cóż, czasami nie chodzi o to, czego potrzebujesz, ale czego pragniesz.
Tak, można znaleźć tańsze na eBayu albo Allegro, ale spójrzmy prawdzie w oczy, często dostajemy coś zupełnie innego niż na obrazku, tandetnie wykonanego i nieszczególnie ładnego. Te wachlarze są zdecydowanie warte swojej ceny, bardzo eleganckie i solidne. Mówisz, że nie potrzebujesz wachlarza? Cóż, czasami nie chodzi o to, czego potrzebujesz, ale czego pragniesz.
Friday, 7 October 2016
Nie ma to jak w domu.
Pamiętam, jak ekscytujący i stresujący zarazem był proces kupowania mieszkania. Nieskończone godziny spędzone na telefonie z prawnikami, doradcami kredytowymi i innymi ludźmi posługującymi się dziwnym, niezrozumiałym żargonem. Pamiętam to uczucie, kiedy w końcu odebraliśmy klucze i zwieźliśmy cały swój (wtedy jeszcze niewielki) dobytek, po czym, zajadając pizzę na wynos, padliśmy na podłogę, wykończeni, ale szczęśliwi.
Po latach dzielenia mieszkań z ludźmi, dobrze było w końcu mieć miejsce, które mogłam nazwać domem.
7 lat później i nadal tu mieszkam, nadal lubię to miejsce. Ale coraz częściej (niechętnie, ale jednak) myślę o przeprowadzce.
Po tych wszystkich latach nie mam najmniejszej ochoty porzucać mojego domu. Zwłaszcza, że to bardzo przyjemne miejsce, wystarczająco przestronne, byśmy dawali radę mieszkać w nim razem bez niezręcznych sytuacji. No i są jeszcze koty: niełatwo jest znaleźć w Londynie (albo gdziekolwiek indziej) mieszkanie, jeśli ma się zwierzaki, a zostawienie ich - nawet pod jego troskliwą opieką - złamałoby mi serce.
Ale odnoszę dziwne wrażenie, że mieszkając razem, wciąż trzymamy się wątłych nitek nadziei. Albo, dokładniej rzecz ujmując, że on się ich trzyma.
Snuję się po mieszkaniu, dotykam ścian, które od lat są moją ostoją, siadam na balkonie i oglądam zachód słońca. Tak, to jest dom, to miejsce, w którym chciałabym zostać.
Ale czasem nie ma innego wyjścia jak tylko odejść.
Prawda?
Po latach dzielenia mieszkań z ludźmi, dobrze było w końcu mieć miejsce, które mogłam nazwać domem.
7 lat później i nadal tu mieszkam, nadal lubię to miejsce. Ale coraz częściej (niechętnie, ale jednak) myślę o przeprowadzce.
Po tych wszystkich latach nie mam najmniejszej ochoty porzucać mojego domu. Zwłaszcza, że to bardzo przyjemne miejsce, wystarczająco przestronne, byśmy dawali radę mieszkać w nim razem bez niezręcznych sytuacji. No i są jeszcze koty: niełatwo jest znaleźć w Londynie (albo gdziekolwiek indziej) mieszkanie, jeśli ma się zwierzaki, a zostawienie ich - nawet pod jego troskliwą opieką - złamałoby mi serce.
Ale odnoszę dziwne wrażenie, że mieszkając razem, wciąż trzymamy się wątłych nitek nadziei. Albo, dokładniej rzecz ujmując, że on się ich trzyma.
Snuję się po mieszkaniu, dotykam ścian, które od lat są moją ostoją, siadam na balkonie i oglądam zachód słońca. Tak, to jest dom, to miejsce, w którym chciałabym zostać.
Ale czasem nie ma innego wyjścia jak tylko odejść.
Prawda?
Sunday, 2 October 2016
Pierwsze koty za płoty.
Z materiałów, które zamówiłam, przed weekendem dotarły do mnie tylko dwa. Mało, ale pomyślałam, że to wystarczy na początek i postanowiłam spędzić część niedzieli przy maszynie.
Początek był trudny: okazało się, że nie pamiętam zbyt dobrze, jak używać maszyny do szycia, ale dzięki połączeniu nieocenionej pomocy mojej siostry i tutoriali z YouTube dałam radę i po godzinie kombinowania byłam gotowa przystąpić do dzieła.
Zaczęłam od pokrowca na poduszkę. Użyłam pięknej bawełny w czaszki i róże, zaprojektowanej przez Michaela Millera. Jeśli, tak jak ja, lubicie mroczne klimaty, koniecznie zerknijcie na jego materiały, bo niektóre z nich są naprawdę kapitalne.
Technicznie rzecz biorąc, wcześniej uszyłam już jeden pokrowiec na poduszkę, ale ten był większym wyzwaniem, bo postanowiłam, że będzie miał zamek. To bez wątpienia była najtrudniejsza część. Trochę potrwało, zanim wykombinowałam, gdzie przypiąć zamek, a samo szycie udało się dopiero za trzecim podejściem, ale w końcu się udało. Szkoda, że nie wiedziałam, że lepiej wybrać zamek odrobinę krótszy niż krawędź materiału, no ale cóż, człowiek uczy się całe życie. Jeśli też chcecie uszyć pokrowiec na poduszkę, ten tutorial na pewno Wam pomoże. Muszę przyznać, że jestem zadowolona z efektu końcowego i zamierzam zrobić jeszcze kilka takich poszewek, żeby odświeżyć trochę mój pokój dzienny.
Drugą rzeczą, którą dziś zrobiłam, była składana bawełniana torba na zakupy. Wypatrzyłam projekt na tym blogu (który, swoją drogą, jest fantastyczny) i choć wydał mi się trochę skomplikowany dla kogoś, kto dopiero uczy się szycia, instrukcje są na tyle jasne, że jeśli będziecie postępować zgodnie z nimi, nie ma szans, żeby się nie udało. Torbę można złożyć w małą, zgrabną paczuszkę i zawsze mieć przy sobie na nieprzewidziane zakupy w drodze do domu. Jeszcze nie miałam okazji jej przetestować, ale wydaje się dość mocna, więc pewnie trochę mi posłuży.
Początek był trudny: okazało się, że nie pamiętam zbyt dobrze, jak używać maszyny do szycia, ale dzięki połączeniu nieocenionej pomocy mojej siostry i tutoriali z YouTube dałam radę i po godzinie kombinowania byłam gotowa przystąpić do dzieła.
Zaczęłam od pokrowca na poduszkę. Użyłam pięknej bawełny w czaszki i róże, zaprojektowanej przez Michaela Millera. Jeśli, tak jak ja, lubicie mroczne klimaty, koniecznie zerknijcie na jego materiały, bo niektóre z nich są naprawdę kapitalne.
Technicznie rzecz biorąc, wcześniej uszyłam już jeden pokrowiec na poduszkę, ale ten był większym wyzwaniem, bo postanowiłam, że będzie miał zamek. To bez wątpienia była najtrudniejsza część. Trochę potrwało, zanim wykombinowałam, gdzie przypiąć zamek, a samo szycie udało się dopiero za trzecim podejściem, ale w końcu się udało. Szkoda, że nie wiedziałam, że lepiej wybrać zamek odrobinę krótszy niż krawędź materiału, no ale cóż, człowiek uczy się całe życie. Jeśli też chcecie uszyć pokrowiec na poduszkę, ten tutorial na pewno Wam pomoże. Muszę przyznać, że jestem zadowolona z efektu końcowego i zamierzam zrobić jeszcze kilka takich poszewek, żeby odświeżyć trochę mój pokój dzienny.
Prawda, że urocza?
Drugą rzeczą, którą dziś zrobiłam, była składana bawełniana torba na zakupy. Wypatrzyłam projekt na tym blogu (który, swoją drogą, jest fantastyczny) i choć wydał mi się trochę skomplikowany dla kogoś, kto dopiero uczy się szycia, instrukcje są na tyle jasne, że jeśli będziecie postępować zgodnie z nimi, nie ma szans, żeby się nie udało. Torbę można złożyć w małą, zgrabną paczuszkę i zawsze mieć przy sobie na nieprzewidziane zakupy w drodze do domu. Jeszcze nie miałam okazji jej przetestować, ale wydaje się dość mocna, więc pewnie trochę mi posłuży.
Guzik w kształcie nagrobka robi robotę.
Wkrótce planuję spróbować uszyć kosmetyczkę, a z resztek materiałów zrobię sobie patchworkową narzutę na łóżko. Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale to całe szycie zaczyna mi się podobać!
Subscribe to:
Posts (Atom)